poniedziałek, 10 grudnia 2012

MÓJ PIERWSZY COMMODORE

W czasach kiedy firma Commodore podbijała rynki swoimi wyrobami, posiadanie komputera nie było mi w głowie. Radio i magnetofon stereofoniczny, zupełnie mi wystarczały. Jakoś niedługo cieszyłem się magnetofonem, często psuł się w nim wzmacniacz akustyczny.
Dwukrotnie zapłaciłem niesłusznie za ekspertyzę, mimo, iż jej nie zlecałem zakładowi usługowemu. Powierzałem im sprzęt do naprawy, a nie do oceny. Drugim razem, była to naprawa gwarancyjna. Magnetofon zmieniał szybkość przewijania, co uniemożliwiało słuchanie.
Magnetofon naprawił mi kolega. Ten sam kolega, pożyczył mi książki związane z elektroniką, dzięki czemu nauczyłem się samodzielnie naprawiać sprzęt elektroniczny. Na początek kupiłem sobie jakiś zestaw do montażu i zbudowałem ćwierkający dzwonek.
Kolejny montaż był już poważniejszy. Kupiłem zestaw do budowania wzmacniacza akustycznego. Po udanym montażu, pochwaliłem się nim swoim kolegom z pracy i tak się zaczęło. Któryś z kolegów poprosił mnie, bym mu naprawił magnetofon.
Nie od razu się odważyłem, ale naprawę zakończyłem sukcesem w pierwszym dniu. Cieszyło, bo to była moja pierwsza naprawa w życiu. I tak powoli zaczynali mi powierzać do naprawy radia, potem telewizory. Trafiały się konsole gier.
Naprawiając ludziom ich sprzęty, dość często przyjmowałem w ramach rozliczeń, urządzenia na części. O części zamienne, nie było łatwo. Tym sposobem, wszedłem w posiadanie blaszaczka Commodore C128D. Razem z uszkodzonym monitorem i sporą ilością dyskietek. Monitor miał za mały obraz i nie reagował na pokrętła.
Blaszaczek poleżał sobie dość długo u mnie. Jeszcze wpadły mi w ręce dwa Commodore C64 i również swoje odleżały. Obecnie mam jeszcze blaszaczka, tamtych już nie. Myślę, że mój C128D, jest jeszcze sprawny i zamierzam go uruchomić. I jeszcze raz do tego tematu wrócę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz