Nic nie zapowiadało, że karta SD zakończy swój krótki żywot. Miałem ją niecałe półtora roku i tylko raz była formatowana w aparacie. Szedłem sobie swoją trasą spacerową, gdy do moich uszu dobiegł gwar. To, co było źródłem gwaru, szybko rozpoznałem i następnie wypatrzyłem sprawców gwaru. Żurawie wracały do nas. Zrobiłem jedno byle jakie zdjęcie i przełączyłem aparat na filmowanie. Po kilkunastu sekundach zatrzymałem nagrywanie i następnie wyłączyłem aparat.
Próba wykonania zdjęcia następnego widoku okazała się misją niemożliwą do wykonania. Aparat udawał zapisywanie zrobionego zdjęcia i po chwili pojawiał się komunikat o konieczności odzyskania bazy, bo bez niej, będzie niemożliwe zapisywanie zdjęć. Sprawdziłem czy karta nie wyskoczyła z gniazda. Ale nie. Była tam, gdzie powinna być. Również nie była zablokowana. Rozanielony do białości wróciłem do domu. Uruchomiłem komputer. Skopiowałem zdjęcia. Filmu nie, bo już go aparat nie zapisał.
Zarówno z aparatu, jak i z komputera, dostęp do wszystkich plików był swobodny. Natomiast nie dało się w żaden sposób usunąć plików z karty, ani jej sformatować. Nie ustaliłem przyczyny uszkodzenia karty, a przypuszczam, że uległa uszkodzeniu blokada zabezpieczająca kartę przed niechcianym skasowaniem, lub zapisywaniem nowych plików. Na szczęście nie straciłem wykonanych zdjęć i plików wideo. Gdybym się nawet nie mógł dostać do zdjęć i filmików, to straciłbym jedynie ostatnie zdjęcie. Wcześniejsze zdążyłem przenieść do komputera.