Nie wiem jakie warunki życia mieli moi równieśnicy ze Śląska, Mazowsza, czy z innych regionów Polski. W Bieszczadach bieda była długo. Wystarczająco długo, żeby ją moja pamięć zarejestrowała. O posiadaniu łazienki, czy ubikacji w wiejskim domu, można było jedynie pomarzyć. A i to pewnie bardzo nieśmiało.
Cerowanie skarpetek, łaty na spodniach, kurtkach, nie dziwiły nikogo. Część mieszkańców wsi, poza posiadaniem małego gospodarstwa rolnego, pracowała w mieście. Ale byli i tacy, którzy żyli wyłącznie z tego, co ziemia dała. Ziemia bieszczadzka, nie zalicza się do urodzajnych.
Do dziś pamiętam turkot furmanek jadących po kocich łbach. Stukot kopyt, górali pędzących owce na wypas, ludzi nie umiejących pisać, ani czytać. Tacy jeszcze się sporadycznie przytrafiali. Była sobie taka analfabetka Teudoszka. Ludzie ją tak nazywali.
Nie umiała czytać, ani pisać. Nie znała się na pieniądzach. Jeśli dobrze pamiętam, to ten fakt jedna mieszkanka wsi, wykorzystywała do oszukiwania Teudoszki. Sprawa się wydała, gdyż Teudoszka komuś opowiadała, kto jej jakie pieniądze rozmieniał na drobne. I pokazała ile jakich dostała, opowiadając za jaki banknot.
Dobrze zachowałem w pamięci ludzi niepoprawnie mówiących, ni to po polsku, ni po ukraińsku. Z uwagą przysłuchiwałem się starszym ludziom, kiedy oni opowiadali o przedwojennej Polsce.
Dobrze zachowałem w pamięci ludzi niepoprawnie mówiących, ni to po polsku, ni po ukraińsku. Z uwagą przysłuchiwałem się starszym ludziom, kiedy oni opowiadali o przedwojennej Polsce.