Nie poprawiaj torby na dziadzie. Tak mawiał jeden z moich kolegów i dodawał, że tak uczył go ojciec. Wtedy, kiedy jeszcze używał tego powiedzonka, powodziło mu się dość dobrze. Jednak szybko minęły dni dobre i kolega już tak mówić nie mógł.
Uśmiechnął się do niego zły los i w krótkim czasie, stał się jednym z tych, przed którymi przestrzegał. Nim to nastąpiło, wyrażałem swój sprzeciw wobec takiego stawiania sprawy. Takie postępowanie uważałem za nieludzkie. Kiedy los postawił go w sytuacji nie do pozazdroszczenie, odczułem, jak bardzo uciążliwy może się taki ktoś stać.
Wtedy też zauważyłem, że to jedno zdanie, można różnie pojmować i wcale miano dziad, nie musi dotyczyć kogoś biednego, ale kogoś obarczonego wadami trudnymi do zaakceptowania. Czegoś on mnie nauczył. Nim to nastąpiło, uważałem takie postępowanie za okrutne i nieludzkie. Zrozumiałem, że okrucieństwo jest bardzo ludzkie.
Nie dość, że mój kolega znalazł się w dużo gorszej sytuacji niż dotąd był, to trafił na jeszcze gorzej sytuowanych. I bezwzględnie go wykorzystujących. Pomagał i wkrótce pomocy sam wymagał. Nie doczekał się wtedy, kiedy mu była najbardziej potrzebna. Umarł pod własnymi drzwiami na korytarzu.
Do dziś zastanawiam się jak mogło do tego dojść. O której godzinie zjawił się i upadł pod drzwiami, czy ktoś zauważył i nie zareagował i nie ściągnął pomocy, czy też nikt nie wiedział co się stało. Czy było tak, że kiedy go znaleziono już nie żył? A ja wciąż słyszę jego głos, jak mówi o poprawianiu torby na dziadzie.