piątek, 28 grudnia 2012

ZABOBONY

Lubię wspominać zabobony. Śmieszą mnie one i zadziwiają. Bo wiele jest zwyczajnie tak głupich, iż nie sposób pojąć, czemu w nie ktoś wierzy. Opowiadanie o zabobonach zacznę od mających związek z końcem starego i początkiem nowego roku.

Jeden z takich zabobonów nakazuje pooddawać długi w starym roku, bo w przeciwnym razie, kolejny rok przeżyjemy jako zadłużeni. Inny podpowiada opić troski, żeby następny rok był boski. Wybrane przeze mnie zabobony, zabawnie się same zwalczają.

Jeśli nie mamy za co opijać naszych trosk, to oczywiście na ten cel sobie pożyczymy. Bo, musimy opić troski. Pożyczki mają to do siebie, że należy pożyczone oddać! Jeśli nie mieliśmy za co opić swoich trosk, to skąd teraz weźmiemy kasę, żeby oddać dług? A z nim też nie należy rozpoczynać kolejnego roku.

Jeszcze dodam kłótnie i przeprosiny. Nim minie kończący się rok, należy się pogodzić ze wszystkimi, z którymi jesteśmy skłóceni. Jeśli tego nie uczynimy, cały następny rok upłynie pod znakiem gniewu. Analogicznie przedstawia się sprawa z kłótniami na koniec starego, lub początek nowego roku.

Dla mnie ostatni dzień starego i pierwszy nowego roku, są zwykłymi dniami. Takimi samymi, jak pozostałe. Nie są mniej, ani bardziej ważne od pozostałych.      

środa, 26 grudnia 2012

CHOINKA

Choinka - pogańska tradycja, przywleczona do Polski od naszych zachodnich, chrześcijańskich sąsiadów. Jako małe dziecko nie wiedziałem o tym i dlatego, stawianie choinki w domu miało swój urok. Dziś nie umiałbym powiedzieć, kiedy się dowiedziałem o pogańskich korzeniach stawiania choinki, ale wciąż pamiętam zapach jodły.

Wciąż pamiętam ubieranie choinki, wieszanie baniek, światełek i wcześniej świeczek, wyjadanie cukierków wiszących na gałązkach. Od lat, choinka w moim domu, jest już tylko w moich wspomnieniach. I nawet tęsknię do tamtych chwil. Daremnie! Nie wrócą. Tęsknię do tamtych chwil, choć wcale choinki nie potrzebuję.

Wspomniałem już, że nie pamiętam kiedy się dowiedziałem o pogańskim pochodzeniu choinkowej tradycji. Ale jako dziecko zastanawiałem się, czy tam też rosną jodełki, pada śnieg i czy są takie same zwierzęta, jak u nas. Coś mi nie pasowało, choć nie umiałbym tego wówczas wyrazić.

Dzisiaj, mnie dorosłemu chłopu, nie pasuje o wiele więcej, niż wtedy, małemu chłopcu. I choć moja wiedza jest o wiele większa, to również wiele więcej nie rozumiem. Wtedy mialem zdecydowanie mniej do nierozumienia. A nie rozumiem obżarstwa i pijaństwa bo są święta. Jeśli obżerać się, chlać, czy bezmyślnie gapić w telewizor, to kiedy przeżyć święta? 

wtorek, 25 grudnia 2012

Bez durnowatego plusa ciąg dalszy.

Fajnie się krytykuje, troszkę gorzej z pilnowaniem poprawności u siebie. Poprzedni wpis pod podobnym tytułem, opublikowałem z błędem. Przez przeoczenie, ale jednak z błędem. W pierwszej wersji było 31 postów, ale na zrzucie widniało już 32 posta. Napisane 31, poprawiłem na 32 i niestety zostawiłem postów. Obecnie błąd usunąłem.

Do tematu występowania pod własnym imieniem i nazwiskiem powracam z powodu użytej argumentacji przez Google. Otóż ci mądrale piszą, że występując pod własnym imieniem i nazwiskiem, mogę wspominać inne osoby. Wobec tego grzecznie pytam, czy występując pod pseudonimem nie wolno wspominać innych osób? 

Pisanie o innych osobach, to rzecz nieco skomplikowana. Bo wspomnienia są różne, więc teksty o nich, niekoniecznie byłyby pochlebne. To mogłoby przyczynić się do konfliktu z opisaną osobą. Fajnie. A kto mi zabroni wspominać innych ludzi, opisując jedynie zdarzenia z nimi związane?

A może tu chodzi o to, żebym podawał dane personalne innych osób? Jeśli tak, to po co? Komu i do czego jest  to potrzebne? Przypuśćmy, że chętny na te informacje znalazłby się. Tylko najbardziej do przekonania, przemawia mi przypuszczenie, że to kolejny radosny bubel googlowy.   

poniedziałek, 24 grudnia 2012

LAMPA NAFTOWA I MÓJ PALNIK NA DENATURAT

Lampa naftowa, w czasach mojego dzieciństwa, jeszcze była dość często używana do oświetlenia. W domach, pomieszczeniach gospodarczych, czy jadących po ciemku furmanek. U mnie w domu, była używana wtedy, kiedy w wyniku awarii, zabrakło prądu.

Lampy naftowe były dłużej używane do oświetlania pomieszczeń gospodarczych. Dla mnie wieczory przy świetle lampy naftowej miały swój urok. To słabiutkie światełko, miało w sobie coś tajemniczego. Przynajmniej dla mnie. 

Kiedy chodziłem do szkoły na pracach ręcznych, tak się nazywał ten przedmiot, robiliśmy palniki, działające, tak, jak lampa naftowa. Użyte do wykonania palnika surowce to kałamarz po atramencie, spalona żarówka, blacha z konserwy, prawdziwy knot i oczywiście najprawdziwszy denaturat.

Spaloną żarówkę tłukliśmy i oczyszczaliśmy gwint tak długo, aż dało się go nakęcić w miejsce zakrętki na kałamarzu. Z gwintu należało wykonać otwór, usuwając pocynowaną stopkę. Następnie, z blachy po konserwie formowaliśmy rurkę, którą oczyszczaliśmy i wlutowywaliśmy do gwintu po żarówce.

Ostatnimi czynnościami było włożenie do rurki knota i napełnienie kałamarza denaturatem. Jak knot nasiąkł denaturatem, można było palnika używać. Lampa naftowa, jeszcze wiele lat później znajdowała zastosowanie.

ABRAKADABRA - WSPOMNIEŃ CZAR

Abrakadabra, przypominają mi się bajki o zaklęciach. O bajkowych sezamach, dobrych wróżkach i innych szczęśliwych zakończeniach. O tym, o czym czytałem będąc małym chłopcem. Podobnie jak inne dzieci, ja też miałem swoje marzenia. I mam je dziś, będąc, no mniejsza z tym.

Szczęśliwych zakończeń zbyt wielu w pamięci nie znajdę. A za to smutnych wymieniłbym pokaźną ilość. Szykuje się kolejne niespełnione marzenie, a więc i koniec smutny. Nawet, jeśli szczęśliwie uporam się z obecnymi problemami, to może być za późno na realizowanie marzeń. Zobaczymy, co przyniesie czas.    

piątek, 21 grudnia 2012

Bez durnowatego plusa...

Bez Google+, też mogę wspominać ludzi i rozmaite wydarzenia. Do tego celu, wcale nie potrzebuję występować pod własnym imieniem i nazwiskiem. Mnie wygodniej używać pseudonimu. A do tego idiotyczny plus, jest ustosunkowany ujemnie. Tak, jak do polskiej ortografii i w ogóle do języka polskiego.

Ktoś wziął pieniądze za zaprojektowanie nowej szaty graficznej bloggera, ale nowa, jeszcze nie oznacza lepszej. Jeśli chodzi o poprawę funkcjonalności, to jednym z zauważalnych efektów, jest utrudnienie dostępu poprzez inne rozmieszczenie elementów nawigacyjnych. Następną mocno irytującą zmianą, jest zastąpienie poprawnej pisowni, pisownią błędną. Zamiast 32 posty, widać 32 posta! 


środa, 12 grudnia 2012

O MOIM C128D

Kiedy go przyjąłem w ramach rozliczeń, nie wiedziałem co począć z tym fantem. Zupełnie nie wiedziałem jak się tym czymś posługiwać, ale postanowiłem spróbować toto rozszyfrować. Pierwsze próby się nie powiodły. Z paru powodów, które dziś wywołują uśmiech na twarzy.

Otóż po włączeniu tego, na ekranie pojawiały się napisy, które mi niczego nie mówiły. Coś próbowałem pisać. I przypominam sobie, jak napisy "chowały się" i nie można ich było przywrócić. Ostatecznie dałem temu spokój.

W końcu udało mi się dostać instrukcję obsługi do C64, jednak brakowało w niej kilku istotnych stronic. Posługując się tym, co było dostępne, zaczynałem pisać programy użytkowe. Takie zupełne prościuszki. Bo nie miałem dostępu do odpowiedniej literatury.

Jednak wypadki potoczyły się od tego momentu szybko. Miałem już napisany, sprawnie działający program, którym się komuś pochwaliłem. I od tego programu, do posiadania pierwszego peceta i dostępu do internetu, trwało wszystko krócej, niż dwa miesiące.



   

poniedziałek, 10 grudnia 2012

MÓJ PIERWSZY COMMODORE

W czasach kiedy firma Commodore podbijała rynki swoimi wyrobami, posiadanie komputera nie było mi w głowie. Radio i magnetofon stereofoniczny, zupełnie mi wystarczały. Jakoś niedługo cieszyłem się magnetofonem, często psuł się w nim wzmacniacz akustyczny.
Dwukrotnie zapłaciłem niesłusznie za ekspertyzę, mimo, iż jej nie zlecałem zakładowi usługowemu. Powierzałem im sprzęt do naprawy, a nie do oceny. Drugim razem, była to naprawa gwarancyjna. Magnetofon zmieniał szybkość przewijania, co uniemożliwiało słuchanie.
Magnetofon naprawił mi kolega. Ten sam kolega, pożyczył mi książki związane z elektroniką, dzięki czemu nauczyłem się samodzielnie naprawiać sprzęt elektroniczny. Na początek kupiłem sobie jakiś zestaw do montażu i zbudowałem ćwierkający dzwonek.
Kolejny montaż był już poważniejszy. Kupiłem zestaw do budowania wzmacniacza akustycznego. Po udanym montażu, pochwaliłem się nim swoim kolegom z pracy i tak się zaczęło. Któryś z kolegów poprosił mnie, bym mu naprawił magnetofon.
Nie od razu się odważyłem, ale naprawę zakończyłem sukcesem w pierwszym dniu. Cieszyło, bo to była moja pierwsza naprawa w życiu. I tak powoli zaczynali mi powierzać do naprawy radia, potem telewizory. Trafiały się konsole gier.
Naprawiając ludziom ich sprzęty, dość często przyjmowałem w ramach rozliczeń, urządzenia na części. O części zamienne, nie było łatwo. Tym sposobem, wszedłem w posiadanie blaszaczka Commodore C128D. Razem z uszkodzonym monitorem i sporą ilością dyskietek. Monitor miał za mały obraz i nie reagował na pokrętła.
Blaszaczek poleżał sobie dość długo u mnie. Jeszcze wpadły mi w ręce dwa Commodore C64 i również swoje odleżały. Obecnie mam jeszcze blaszaczka, tamtych już nie. Myślę, że mój C128D, jest jeszcze sprawny i zamierzam go uruchomić. I jeszcze raz do tego tematu wrócę. 


CO JESZCZE PRZETRWAŁO DO DZIŚ?

Widok hulajnogi, przypomniał mi czasy mojego dzieciństwa. Choć hulajnoga, chyba nie była moją ulubioną zabawką. I nie pamiętam, czy kiedyś mialem swoją.
Z zabawek dla dzieci, wiele przetrwało do dnia dzisiejszego, choć są nieco inne, z innych materiałów. Ale wydaje mi się, że niektóre zabawki i zabawy, odchodzą w zapomnienie.
Już dawno nie widziałem dziewczynek ze skakankami, dzieci grających w klasy. Jakoś mniej chłopaków grających w piłkę nożną. W ogóle współczesne dzieci, zdają się być mniej hałaśliwe, niż te sprzed dziesięciu i więcej lat wstecz.
Fakt, że dzięki demokratycznie rządzonej Polsce jest dzieci mniej. Toteż mniej je słychać, mniej ich widać w drodze do, lub ze szkoły. Ale, za to są wyposażone w smartfony, ipody, ipady i inne techniczne cudeńka, których główną "zaletą" jest rozleniwianie. Niekoniecznie dzieci.
Komputery i konsole z grami dopełniają dzieła prania mózgów użytkownikom, którzy są uzależnieni od tych cudeniek i nierzadko, mają problem z oddzieleniem świata wirtualnego od realnego.
Żeby komuś nie przyszło do głowy, że jestem przeciwny rozwojowi techniki, zaznaczam, że sam korzystam chętnie z jej dobrodziejstw. Ot, choćby pisząc ten tekst! I już mam pomysł na następne wspomnienie. I nie tylko. 

niedziela, 9 grudnia 2012

POCZTÓWKI DŹWIĘKOWE.

Bardzo dawno, po raz ostatni widziałem pocztówkę dźwiękową, taką do odtwarzania muzyki na gramofonie. Jeszcze dawniej, słyszałem po raz ostatni muzykę z takiej płyty. Wspominam tamte chwile, chcialbym jeszcze kiedyś usłyszeć te piosenki, oczywiście wykonywane przez tych samych artystów.

Bez udziwnień, "unowocześnień", czego bardzo nie lubię. Jeśli wykonane przez współczesnych artystów, to pod warunkiem zachowania stylu z tamtych czasów. Jeśli pragną wydziwiać, to niech tworzą coś swojego. Wtedu ich chętniej posłucham.   

czwartek, 6 grudnia 2012

CHODNIKI I LUDZIE

Tym razem, uwagę poświęcę chodnikom i ludziom. Do poruszenie tego tematu, przyczynił się fragment posłyszanej na stołówce rozmowy. Było to celne porównanie dawnych i obecnych czasów.

Dawniej, wieczorową porą, miasto tętniło życiem. Widok spacerujących par, jednych idących na zakupy, innych wracających z zakupów był zupełnie normalny. Dziś wieczorem, mało kto wychodzi na spacer.

Ciszej i puściej zrobiło się na osiedlach mieszkaniowych. Już latem nie dobiega do domów jak dawniej gwar zabaw, zimą mniej dzieci na sankach. Telewizory i komputery poczyniły spustoszenie, nie tyle na chodnikach, czy placach zabaw, ile w mózgach użytkowników.

środa, 5 grudnia 2012

SZAFLIK

Gdybym dziś zapytał kogoś młodego co to jest, chyba nie umiałby mi na to pytanie odpowiedzieć. Szaflik to jest taka drewniana miednica. Z drewnianych klepek. Wyglądem nieco kojarzy się z beczką. A to z powodu obręczy opasujących i podtrzymująch klepki. Zapamiętany przeze mnie szaflik, miał dwie wyższe klepki, umieszczone naprzeciwko siebie. A w nich otwory do chwytania i podnoszenia.